Nicola Roux
Nicola urodził się w
dużej posiadłości leżącej na obrzeżach Nowego Jorku. Jego
rodzice byli bardzo zamożni, posiadali wielki majątek, posiadłości
a nawet mnogą służbę. Ojciec Nicoli, pan Roux był z pochodzenia
Francuzem i prowadził kilka większych winnic we Francji. Jego żona,
pani Roux, pół japonka była projektantką mody a także prowadziła
jedną z największych kwiaciarni w Nowym Jorku.
Nicola był oczkiem w
głowie państwa Roux, miał wszystko czego zapragnął, w dosłownym
tego słowa znaczeniu. Otoczony służbą, mający wciąż ciągłą
uwagę stał się władczym i rozpieszczonym dzieckiem, które nie
znało ograniczeń. Nie wahał się skarcić służącego jeżeli coś
mu się nie spodobało, a często nawet posuwał się do rękoczynów.
Niestety służba nie miała przywileju skorygowania niepoprawnego
zachowania u chłopca, bowiem jego rodzice byli tak w niego
zapatrzeni, że nie chwieli nawet słuchać o tym, że Nicoli
przydałoby się trochę ogłady.
Tak więc mały Roux rósł
w olbrzymim dostatku, nie znając szarej rzeczywistości.
Nawet gdy poszedł do
szkoły ( a była to jedna z najlepszych, prywatnych szkół ) nikt
nie korygował jego przybywających, niepoprawnych zachowań. Nicola
szybko nauczył się wykorzystywać delikatną urodę na swoją
korzyść. W klasie wywyższał się i szczycił się pozycją
rodziców. Oprócz tego był nawet dobrym uczniem, wiele nauczycieli
twierdziło, że jest wyjątkowo wydoroślały jak na taki wiek.
Nicola, dzięki swojej
matce, nauczył się szanować jeden element w swoim życiu –
kwiaty. Pokochał je tak bardzo, że jako jedyne wyzwalały w nim
czystą, dziecięcą łagodność. Zmieniał się wtedy nie do
poznania, był miły a na jego ustach wciąż widniał subtelny
uśmiech. Dlatego też pani Roux, specjalnie dla syna, stworzyła tuż
obok jego pokoju ( z możliwością przejścia ) oranżerie, w której
to hodowali najrzadsze gatunki kwiatów. Nicola o dziwo wywiązywał
się ze wszelkich obowiązków związanych z dbaniem o rośliny.
Jednak nie wpłynęło to na jego zachowanie wobec służby czy w
szkolnym towarzystwie.
W całym swoim życiu aż
do teraz nie zaznał jednej rzeczy jaką była przemoc, nigdy się z
nią nie spotkał, wciąż go chroniono przed tym. Przez to naiwnie
wierzył, że osoba jego pokroju może władać a nawet pomiatać
każdym bez skutków większych niż słowa.
Całe jego życie stanęło
do góry nogami w czternaste urodziny, kiedy to zażyczył sobie
jedną z najrzadszych orchidei. Rodzice by spełnić zachciankę syna
wyjechali osobiście na lotnisko, skąd mieli odebrać kwiat. Nie
wrócili już.
Z początku służba
wmawiała Nicoli, że to forma zabawy, jednak gdy przyjechała
policja chłopiec dowiedział się o wypadku
[ … ] na drogę
wbiegł jeleń, a Państwo Roux jechało z dużą prędkością.
Niestety przez zderzenie ze zwierzęciem samochód uderzył w drzewo,
nikt nie przeżył [ … ]
Niestety czternastolatek
nadal trwał w wersji, że to nowa forma rozrywki. Nie uwierzył więc
ani w wypadek ani tym bardziej śmierć rodziców.
Jedyną rodziną jaką
miał Nicola była ciotka od strony ojca, jednak mieszkała ona spory
kawałek od Nowego Jorku, bowiem w małym miasteczku – Hoven.
Cornellia słysząc o
śmierci syna i osieroceniu jego potomka natychmiast zdeklarowała
się do opieki nad czternastoletnim Nicolą Roux. Nie miała jednak
świadomości charakteru chłopca.
Już pierwsze spotkanie
nie wyglądało tak pozytywnie jak to sobie wyobraziła, bowiem
Nicola wykpił jej skromny dom, a na dodatek zbił talerz gdy ta
częstowała go ciasteczkami własnej roboty.
Sytuacja między chłopcem
a jego ciotką była wciąż napięta. Nicoli nie dało się
przemówić do świadomości, wciąż mówiła, że cała ta zabawa
zaczyna go już nudzić.
W końcu po niecałych
dwóch miesiącach Cornellia z niewidomych przyczyn umarła na zawał.
Tragedia ta wstrząsnęła wszystkich ale nie Nicole. Wiele osób
wychodziło z błędnego wniosku, że chłopiec po prostu przyjął
to dzielnie i ukrywa ból po stracie jedynej rodziny.
Kuratorzy, którzy zabrali Nicole do sierocińca ( zgodnie z postępowaniem prawnym ) byli zaszokowani tym, że chłopiec jest taki spokojny. W największą konsternacje jednak wprawiły ich słowa Nicoli
" Myślałem, że ta zabawa będzie ciekawa, ale jak na razie jest strasznie nudna. Czy mogę już wrócić do domu?"
Oczywiście na nowo próbowano mu wyjaśnić, że to nie zabawa. Nie słuchał.
A gdy przyjechał do sierocińca zdążył już podpaść samemu naczelnikowi krytykując wystrój, warunki a także samego naczelnika. Nie oddał oczywiście kluczyka od pokoju, jak nakazał opiekun. Stwierdził, że nie ma zamiaru z nikim dzielić tego tymczasowego lokum.
Teraz zostało mu tylko czekać na rodziców... ( lub też zostać uświadomionym )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz